Szlachetność
By dzielić się z innymi


"Gdy byłem dzieckiem, szlachetność kojarzyłem z monarchami odzianymi w purpurowe królewskie szaty. Teraz, jako człowiek dorosły, doświadczony przez życie i czas, znam ważną prawdę – prawdziwa szlachetność jest zazwyczaj cicha, samotna i nie spotyka się z głośnym poklaskiem. Oraz, że najczęściej chodzi w łachmanach" – cytat z książki R. P. Ewansa „Zegarek z różowego złota” rozdział 11.

W zasadzie ten fragment książki już sam w sobie dla mnie zawiera całą prawdę i tłumaczenie słowa "szlachetność".
Jednak w moich wspomnieniach widzę uśmiechniętą twarz babci Genowefy i przypominają mi się słowa, które usłyszałam na jej temat: "Twoja babcia ma taką dobrą i szlachetną twarz". Babcia rzeczywiście emanowała dobrocią. Była dobrą duszą naszej rodziny. To do niej przychodziliśmy najczęściej zwierzać się, opowiadać o swych problemach i radościach.



W mojej pamięci odżywają różne historie i zdarzenia o których opowiadała mi babcia.
Tym ciekawsze, ze dotyczyły autentycznych postaci. Babcia, jako zabiegana, młoda mama prowadziła ze swym mężem gospodarstwo rolne. 60, 70 lat temu praca na roli była niezwykle ciężka i niewdzięczna. Nie wspomagana – jak dziś – technologią. My znamy ją tylko z czarno-białych filmów np. o Kargulu i Pawlaku. W tej pracy młodemu małżeństwu pomagała samotna kobieta, ciocia o imieniu Helena. Pilnowała i zabawiała dzieci i robiła
"w polu" to, na co jej siły pozwalały.


Nigdy jej nie poznałam. Zmarła, gdy moja mama była mała. Nie mając własnej rodziny odwdzięczała się w ten piękny
i szlachetny sposób za przygarnięcie i dobro. Zostawiła po sobie dobre wspomnienia i pomimo, że jesteśmy jej dalekimi, nieznanymi krewnymi, to na prośbę babci dbamy o miejsce Jej doczesnego spoczynku. Pamiętamy o niej w modlitwie
i traktujemy pamięć o niej jako i kimś bliskim. Do tego przekonała nas babcia. I do tego, że dobro, które zostawiamy nie znika w "nicości".
Pamiętam również opowieść o Grzegorzu. Prawdopodobnie był ułomnym, niemającym bliskich, mieszkającym w dymnej chałupie sąsiadem babci. Chodził niedomyty, często głodny. Swoje utrzymanie zawdzięczał dobremu sercu ludzi. Po wojnie czasy były szczególnie trudne - brakowało żywności, odzieży czy sprzętów. Pan Grzegorz ani roli nie miał, ani robić wiele nie potrafił. Za ubranie służył mu worek zgrzebny, w którym wycięty był otwór na głowę, związany rzemieniem lub powrósłem ze słomy. Na nogach miał drewniane chodaki z kawałkiem skóry. Ubranie było całoroczne. Czasem ten biedny człowiek owijał nogi szmatami. W dzisiejszych, konsumpcyjnych, kolorowych i dostatnich czasach jest to coś niewyobrażalnego. Często przychodził do domu moich dziadków ogrzać się, posiedzieć z ludźmi, a gdy był obiad, zawsze był częstowany, zaś na wynos otrzymywał chleb, mleko, ser czy masło.



Wracam pamięcią do opowieści babci, jak to moja mama za uzbierane borówki zakupiła zeszyty i materiały do malowania (malowała zresztą pięknie), a za resztę kupiła opakowanie budyniu. Gdy babcia ugotowała ten "rarytas", nadszedł Grzegorz. Za bardzo nie było czym obdzielić dzieci, ale babcia i dla niego odłożyła odrobinę. Biedny, nie wiedział jak to jeść, poprosił, by położyła ten budyń na kromkę chleba, bo szkoda było mu zjeść go samego. Babcia mówiła, że nigdy nie zapomni wyrazu jego twarzy i słów: "Co to takiego. Nigdy
w życiu takich dobroci nie jadłem. Dziękuję."


Już jako dorosła osoba usłyszałam od mojej babci takie stwierdzenie: "To co dobrego i szlachetnego zrobimy, wcześniej czy później do nas wróci. Dzieliliśmy się z Grzesiem tym, co mieliśmy, ale nigdy nam mleka, zboża czy ziemniaków nie brakowało. I urodzaj na roli dopisywał." Ofiarowane dobro wracało, co potwierdzała starsza kobieta u kresu swego życia.

Nie piszę o tym, by chwalić swoich przodków, choć – w moim mniemaniu – na pochwały zasłużyli. Chcę tylko wyrazić swoje przemyślenia, co dla mnie, dorosłej osoby, oznacza szlachetność. I oddać sprawiedliwość tym, którzy kształtowali mój charakter na długo przed tym nim czyniła to szkoła czy środowisko. Bo szlachetność chadza często w skromnym odzieniu, bywa uboga, niewykształcona. Łatwiej być szczodrym, gdy niczego nie brakuje, trudniej zaś dzielić się tym, czego mamy niewiele.

Idąc przez życie starajmy się więc dzielić z potrzebującymi tym, czym obdarzył nas los, bo uczynione dobro zostawia ślad
i wraca, często w najmniej oczekiwanej chwili. Wróci więc i do nas, tak jak wracało do moich dziadków.

Monika


Copyright: D&W Salamon. Cieszyna 2016