Dom.
Z historii moich dziadków.


Każdy dom jak i każda rodzina posiadają własną historię. Historię, która przypomina mi dobrze dopasowane buty. Porządkując domek mojej zmarłej babci natknęłam się na stare dokumenty z czasów II wojny światowej.
Wśród "skarbów" babci znalazłam świadectwa szkoły podstawowej z trzech kolejnych lat oraz książeczkę z sygnaturami niemieckimi mojego dziadka.





Pieczołowicie umieściłam je w tekturowej teczce. Czasami biorę te dokumenty do ręki
i czuję "ciężar historii", którą skrywają.
Jak wyglądała edukacja mojej babci, gdy ze strachem, w czasie wojny szła przez lasy około 5 km (w jedną stronę) do szkoły do Siar w powiecie gorlickim? Szkoła miała nazwę
"3 klasowa polska publiczna szkoła powszechna".


Dzisiejszy wychowawca nazywany był wtedy opiekunem klasy, a obecny dyrektor był kierownikiem szkoły. W znalezionych dokumentach była też ciemnozielona książeczka werbacyjna, którą "otrzymał" mój dziadek Piotr, wraz
z biletem na "wycieczkę pracowniczą" do Austrii, na sześć długich lat (rok po wojnie powrócił do kraju).





Zastanawiałam się, co czuł młody człowiek oderwany od rodziny, wywieziony w nieznane.
W czasie wojny informacje docierały rzadko, długi czas nie miało się wieści od bliskich,
a rozstanie często oznaczało niestety, rozstanie na zawsze. Z rodzinnych opowieści
o moim dziadku (zmarł, gdy miałam 4 lata, więc słabo go pamiętam), wyłania się tragiczny wątek miłosny.


Przed wyjazdem dziadek zaręczył się z dziewczyną, z którą nie zdążył wziąć ślubu. Narzeczona mojego dziadka nie doczekała się jego powrotu. Rok przed powrotem dziadka zmarła na tyfus. Jako pamiątka pozostała po niej tylko jedna fotografia, którą dziadek miał ze sobą w Austrii. Kilka lat po wojnie dziadkowie Piotr i Maria pobrali się.
W ich domu w Siarach na ścianie jest obrazek od I Komunii mojego dziadka z 1916 r. Dziś ma więc 100 lat. Wygląda jak klasyczny obrazek pierwszokomunijny, tylko trochę retro.





Na niemieckiej maszynie do szycia Singer leżała bardzo stara biblia. Niestety, również bardzo zniszczona. Szkoda. Bardzo ciekawe wydanie, pisana staroświeckim językiem z czarno-białymi rycinami.
Drewniany domek po mojej babci położony jest w bardzo malowniczym miejscu, przy lesie na "górkach" [bardzo wysokich górkach :)]. Gdzieś w dole widać światła miasta Gorlice.


Domek skrywa wiele historii. Często zastanawiam się: gdyby ściany umiały mówić, co mogłabym dowiedzieć się o losach jego mieszkańców, a moich przodków. Sam dom jest bardzo stary, przeniesiony z innego miejsca i pieczołowicie poskładany w latach 30-tych XX wieku.
Ale to już inna historia.

Monika

Copyright: D&W Salamon. Cieszyna 2016