Tam, gdzie krzyże są jedynym śladem

Zapoznaj się z legendą


Czas marszu: 5 godz.
Odległość: 19 km
Poziom trudności: średnio trudny


Ważne linki:
  Mapa szlaków turystycznych
  Łemkowszczyzna




Czas nagli, wędrowcze. O wspomnienia proszą.

Przekrocz próg domu, którego może i nie ma.

Czuj się zaproszony.



Ten napis, pochodzący z symbolicznych "drzwi do wsi" Czarne w Beskidzie Niskim, precyzyjnie oddaje cel i charakter naszych wędrówek – teraźniejszość przemija i czas nagli. Wezwani przekraczamy więc próg domu i oddajemy się wspomnieniom o tych, których nie ma.

Przodkowie Łemków przybyli tu ze z Rumunii. Przez karpacką Ukrainę w ciągu dwóch wieków zawędrowali aż pod Krynicę
i Piwniczną – pod koniec XVI wieku, gdy kolonizacyjny marsz miał swój kres, dzikie doliny zamienione w wioski, przez które obecnie wędrujemy, miały już swoich mieszkańców, właścicieli i swoje nazwy. I swoje cerkwie. Przybysze mówili po rusińsku, wyznawali prawosławie, a nieliczni piśmienni pisali cyrylicą, żyli z pasterstwa, budowali swoje drewniane domy zwane chyżami, które malowali na niebiesko, trzymali się z dala od miast i innych – ot byli u siebie i wśród swoich. Ten brak asymilacji okazał się być w przyszłości błogosławieństwem i przekleństwem, ale póki co, dzielili los galicyjskiego chłopa, dla którego bieda była codzienną towarzyszką życia, a jedynym pewnym elementem zdawała się być wiara. Wiara, którą demonstrowali m.in. przez budowę przed każdym obejściem kapliczki lub krzyża.


Ale i to okazało się być złudne: na mocy unii brzeskiej cerkiew prawosławna do której należeli przyjęła zwierzchnictwo papieża, a oni sami stali się grekokatolikami zachowującymi swoich popów, rytuały i kalendarz. Austriacki zabór nie zmienił nic w tym zakresie, gdyż zaborca nie mieszał się do religii - aż do czasu pogorszenia stosunków miedzy Rosją
a Austrią. Moskiewscy emisariusze, w tym prawosławni kapłani, zaczęli krążyć po łemkowskich wioskach, by namawiać do powrotu na wiarę ojców. W tle były cele polityczne – nawoływania do przyłączania tej części Galicji do Rosji i osłabienie niedawnego jeszcze sojusznika, a wszystko to w oparciu o wspólnotę języka i wyznania.


Zabiegi, kierowane głównie do inteligencji, a wywołujące zamęt wśród konserwatywnego chłopstwa, były skuteczne: rozpoczęło się masowe odchodzenie od greko-katolicyzmu i konwersje na prawosławie. To wtedy [1912 rok] na prawosławie przeszła większość mieszkańców Radocyny czy Nieznajowej, to wtedy wśród sąsiadów doszło do konfliktów na tle wiary, a władza usztywniła swe stanowisko w stosunku do [jak dziś byśmy określili] moskiewskiej piątej kolumny. Efektem podziałów była budowa nowych cerkwi: na mapach, także tych, umieszczonych na "drzwiach do wsi" widzimy dwie – greckokatolicką i prawosławną. I tak w każdej wiosce, choć cmentarz był wspólny. Groźniejsza niż podział wyznaniowy była walka, którą władze austriackie podjęły z inteligencją łemkowską – a ta nie kryła swych promoskiewskich sympatii, szykując rosyjskie flagi i gotując się do przyjęcia rosyjskiego wojska.

Masowe aresztowania i wywózka do obozów, w tym niesławnego obozu Thalerhof , wyroki wydawane przez sądy polowe, donosy na sąsiadów – to był ciężki czas dla mieszkańców łemkowszczyzny, a pamięci prześladowanych, w tym Maksyma Gorlickiego, świętego prawosławnego, poświęcony jest obelisk i ścieżka edukacyjna położone nad wsią Czarne. I wojna światowa przyniosła zniszczenia i cmentarze wojenne w każdej wiosce, zaś II Rzeczpospolita czas stabilizacji i względnego spokoju. Najtragiczniejsze wydarzenia nadeszły już po wyzwoleniu: zmiana granic i polityka mająca na celu utworzenie państwa jednolitego narodowościowo oraz działalność elit łemkowskich, która w możliwości przeniesienia się na Ukrainę dostrzegła szansę powrotu do źródeł spowodowały, że wsie łemkowskie opustoszały. Prawosławni zabrali wyposażenie swych cerkwi, liche wyposażenie swych chat i przenieśli się na wschód, by z czasem rozpłynąć się masie tamtejszych mieszkańców.



Pozostali nieliczni, zazwyczaj unici, z którymi rozprawiono się dwa lata później w ramach akcji Wisła. Ci trafili na Dolny Śląsk, i to ich potomkowie otrzymali możliwość powrotu do swoich wsi wiele lat później, a dziś kultywują pamięć o swych przodkach i próbują odtworzyć ich folklor i zwyczaje. Dawne łemkowskie wsie zamieszkują wespół katolicy, prawosławni i grekokatolicy, a cebulaste banie tych ocalałych i nowo wybudowanych cerkwi wieńczą różne krzyże. Ale nie wszystkie połemkowskie wsie znalazły nowych gospodarzy
– te pozostały jedynie na mapach i w pamięci ludzi.


Dziś jeszcze są puste, ale nowobogaccy dostrzegli ich turystyczny potencjał – górna Radocyna została już wykupiona
i być może to ostatni czas, by wędrując dolinami Wisłoki i Zawoi, wśród łemkowskich krzyży, doświadczyć kontaktu
z nieskażoną przyrodą, zadumać się nad przeszłością i spotkać z teraźniejszością tych miejsc.

Nasz marsz rozpoczynamy w Krzywej, gdzie czerwony szlak przecina lokalną drogę. Najpierw Jasionka, popegeerowski przysiółek Krzywej, wokół której pasą się stada bydła, później utwardzony trakt w kierunku Czarnego, z pięknymi widokami na beskidzkie szczyty i z kamiennymi krzyżami – świadkami przeszłości. W połowie drogi, w leśnym zakątku, ścieżka dydaktyczna i obelisk poświęcony cierpieniom Łemków, później cmentarz i dolina Wisłoki.
Stąd żółtym szlakiem, przecinającym kilkukrotnie rzekę, granicą Magurskiego Parku Narodowego, wędrujemy do Nieznajowej - kolejnej wioski, której już nie ma. Po leżącej w dolinie Zawoi wsi pozostały stojące wśród traw krzyże, cmentarz i fragmenty kamiennej podmurówki stojącej tu kiedyś cerkwi greckokatolickiej – prawosławna stała w pobliżu, tuż za budynkiem szkolnym.

Dolina zwęża się, tak jak i ścieżka, którą kroczymy w stronę Wołowca, przekraczamy kilkakrotnie leniwie toczącą swe skromne wody Zawoję i oto już szlakowe rozdroże. Tu też spotykamy dzieła kamieniarzy sprzed stu i więcej lat. Stoją także przed całkiem współczesnymi domami, a miejscowi pytani o ich pochodzenie odpowiadają – były tu od zawsze. Zagospodarowując swe podwórko pozostawili te ślady przeszłości, dając świadectwo swego człowieczeństwa.

Na ostatnim etapie wędrówki towarzyszy nam Jasionka – ta właśnie, która na początki naszej drogi była lichym potoczkiem, w którym zaspokajało pragnienie westernowe stado, teraz przedzierająca się leśną doliną szemrze, gdy błotnistą ścieżką, czerwonym szlakiem brniemy na zachód. I oto jesteśmy – piękny, żeliwny krzyż na kamiennym postumencie, dla którego czas się zatrzymał, to kres naszego marszu, marszu śladem "drzwi do wsi", których nie ma.

I Ty czuj się zaproszony, by przekroczyć próg domu, którego już nie ma. Ruszaj w drogę.

Po szczegóły odsyłamy do mapy, jednocześnie zachęcając do skorzystania z klawisza F11.


Copyright: D&W Salamon. Cieszyna 2016