Wiatrołapnia i Zaczarowany las

Zapoznaj się z legendą


Czas marszu: 6 godz.
Odległość: 20 km
Poziom trudności: trudny


Ważne linki:
  Mapa szlaków turystycznych




Wapienne wygląda jak z książek Stephena Kinga. Martwe, smutne, puste, jakby mieszkańcy mieli wyjść na jedyny tu deptak dopiero po zmroku. Przygotowane do zimy fontanny, obite płytami, dopełniają tego dołującego obrazu, a rewitalizowane niedawno, za unijne fundusze, budynki tego najmniejszego, polskiego uzdrowiska zamknięto na „bajkowe” cztery spusty. I wiatr. Przenikający, szarpiący, dziki, który nijak się ma do tego, czego doświadczaliśmy kilkanaście kilometrów dalej. Być może pędzący doliną od Gorlic i Sękowej, tu wpada do kotła, jaki stanowi dolina Wapienki, by wyciskać łzy z oczu i zapierać dech w piersiach chętnym do marszu nad górujące nad miejscowością szczyty należące do Magurskiego Parku Narodowego. Pierwsza próba podboju Wapiennego i okolic zakończyła się bardzo szybko - brak odpowiedniego ekwipunku, wiatr wiejący z prędkością 30 m/s i przezorny odwrót. I tak narodziła się Wiatrołapnia: nazwa w sam raz dla tego miejsca.


Gdy wyruszaliśmy po raz drugi, nazwa nie straciła nic ze swej prawdziwości. Z Gorlic, przez Wapienne, grzbietami Pasma Magury i granicą parku prowadzi zielony szlak, na który nanizano kolejne wierzchołki. Ruszamy ostro, zakosami pod Mały Ferdel, by następnie ruszyć na wschód, pięknym szlakiem, z którego wściekły wiatr wymiótł ostatnie listki, zebrane wcześniej z okolicznych buków. Huk w gałęziach drzew brzmi groźnie, ale jesteśmy gotowi zmierzyć się z nieznanym. Teren to się wznosi, to znów chwilami wypłaszcza, a my kontemplując ustawione przy ścieżce kamienne kopczyki i studiując dydaktyczne tablice zmierzamy w kierunku Ferdla i wybudowanej tu wieży widokowej.


Wiatr zdaje się słabnąć, ale gdy po pokonaniu 110 stopni, stajemy na jej szczycie, solidna konstrukcja wydaje się drgać, a w podziwaniu widoków przeszkadzają łzy.
Kolejny etap prowadzi do deszczochronu wybudowanego pod Barwinokiem, skąd można dotrzeć czarnym szlakiem do Folusza, ale to nie dziś. Jeszcze kilka kilometrów, ciągle w górę i wkraczamy w krainę baśni: wiatr zamarł, mgła tłumi dźwięki, oszronione drzewa i biała ścieżka wydają się być z innego świata, a nienaturalna cisza każe oczekiwać nieoczekiwanego. I tylko zielone znaki na drzewach przypominają, gdzie trafiliśmy i dokąd zmierzamy. Oto Rezerwat Przyrody Kornuty – legowisko kamiennych potworów, wyszlifowanych przez wodę i wiatr lub spiętrzone dziwnie, jakby ułożone ręką olbrzymiątka kamyki, które wkrótce wróci do swej zabawy. Ośnieżone, porośnięte mchem i paprociami robią wrażenie.



I tak docieramy do rozdroża Pod Kornutami, by następnie żółtym szlakiem zejść do Bartnego – zagubionej wśród gór wioseczki znanej chyba tylko turystom, który odwiedzają istniejącą tu bacówkę. Stąd, drogą asfaltową, w towarzystwie, a jakże: Bartnianki, przybywamy do Badaków, gdzie ni ludzi, ni zasięgu, by dalej, doliną Sękowianki, ruszyć w kierunku punktu wyjścia. Kilka brodów do przekroczenia, męczące podejście na przełęcz pod Kamienną Górą, obfitującą w borowinę używana w tutejszym uzdrowisku, potem ścieżką wzdłuż leśnej szkółki, kawałek końskim szlakiem i oto jest.


O tym, że zbliżamy się do celu świadczy nasilający się wiatr, w którym jednakże dosłuchujemy się odrobiny uznania. Jakby. Wraz z naszym powrotem na parkingu pojawia się dwójka kolejnych chętnych, by zmierzyć się z Ferdlem. Trochę zaskoczeni szalonymi podmuchami, którymi wita ich Wapienne, nie wiedzą jeszcze, że to Wiatrołapnia.

Jeśli nie boisz się wyzwań, jeśli chcesz odbyć marsz wśród srebrnych rycerzy i odwiedzić Zaczarowany Las, to jest ten czas.

Zachęcamy.

Po szczegóły odsyłamy do mapy, jednocześnie zachęcając do skorzystania z klawisza F11.


Copyright: D&W Salamon. Cieszyna 2016