Tor
Podróż do przeszłości



Zobacz na mapie przebieg toru


Najpierw wbito paliki. Co ciekawe, pierwotny plan zakładał budowę tunelu w dolinie między kamieniołomem w Cieszynie
a Mniszkami i tam pojawiły się najpierw. Wkrótce przeniesiono je na pogranicze Stępiny i Cieszyny, gdzie sytuacja hydrologiczna była gorsza – najpierw należało przenieść koryto rzeki, która meandrowała po placu przyszłej budowy. Nic jednak nie było w stanie zatrzymać rozpędzonej machiny. Ale to historia na inną opowieść.



Tor łączący linię kolejową Jasło-Rzeszów z kompleksem wojskowym w Stępinie, zaczęto budować na wiosnę 1941 roku, gdy prace przy tunelu była już za półmetkiem. Budowano jak na Dzikim Zachodzie – posuwano się od głównej linii, wagonami po już ułożonym torze dowożono materiały. Prace fizyczne – sypanie nasypów, dźwiganie podkładów i szyn – wykonywali Żydzi zakwaterowani w barakach znajdujących się w parku w Wiśniowej. Byli to przywiezieni skądś młodzi mężczyźni, których po zakończeniu pracy zapakowano do pociągu i wywieziono do Oświęcimia.


Nadzorujący pracę Niemcy traktowali ich nieludzko, bili i popychali, a jedną z ulubionych rozrywek był skok przez rzekę. Powyżej drugiego mostu [koło p. Grelów] był odcinek, gdzie rzeka była szeroka i głęboka. Jeden z Niemców – wysportowany i silny osobnik – przeskakiwał rzekę, a w ślad za nim skakał każdy z Żydów. Oczywiście, zmęczeni, wygłodniali i słabi kończyli skok w rzece, co było powodem do radości dla nadzorujących, zaś dodatkowym upodleniem dla pracujących niewolniczo. Prace techniczne, jak wytyczanie trasy, skręcanie szyn, wykonywali niemieccy junacy i pracownicy firmy Ascania. Ostatni odcinek toru, już za chroniącym budowę ogrodzeniem, wykonali sami Niemcy.
Odcinek długości ok. 600 m wyposażono w perony. Były wykonane z drewna, podniesione na wysokość umożliwiającą swobodne wysiadanie z pociągu, szerokości ok. 2 m, z poręczami i zejściami co ok. 100 m. Wzdłuż peronów poprowadzono kanalizację do odbierania nieczystości z pociągu – kamionkowe rury średnicy ok. 30 cm.



Tor był główną drogą zaopatrzeniową dla kompleksu tunelowego i – co oczywiste – służył pociągom sztabowym niemieckiej armii. Gdy front ruszył na zachód, miejscowi zajęli się peronami, ale tor pozostał nienaruszony. Tuż po radosnym Dniu Zwycięstwa Armia Radziecka potraktowała tor jako "trofiejny" [zdobyczny]. Został szybko zdemontowany i wywieziony, choć być może część wykorzystano do naprawy linii kolejowej Rzeszów-Jasło, którą Niemcy w Cieszynie uszkodzili. Pozostał nasyp.


Gdzieś w latach pięćdziesiątych zapadła decyzja, by rozbudować kamieniołom w Stępinie. Wysiedlono mieszkających na północnym zboczu [obecnie po prawej stronie drogi do Huty Gogołowskiej – wówczas tej drogi nie było] i rozpoczęto przygotowania do eksploatacji. Wtedy to przypomniano sobie o istniejącym nasypie i postanowiono zbudować kolejkę wąskotorową. Przedłużono linię, wybudowano mosty oraz bocznicę do przeładunku na wagony [most wybudowany przez Niemców miał konstrukcję drewnianą], zakupiono sprzęt i nowoczesność oraz wydajność wkroczyła po raz kolejny na nasze ziemie.
Kolejkę obsługiwało dwóch ludzi – maszynista i pomocnik. Pod koniec lat sześćdziesiątych, gdy chodziłem do szkoły, kolejką jeździł pan Jurasz. Spalinowa kolejka była zwykle brudna, wysmarowana olejem, tak jak i operatorzy, często się psuła, ale prawdziwą zmorą były wyskakujące z szyn wagoniki. Pół biedy, jeśli były akurat puste, gorzej, gdy pełny wagonik wyskoczył z szyn. Specjalnymi drągami, stosując metodę dźwigni obsługa starała się postawić wagonik na szynach. Nie było to łatwe.



Kolejka jeździła dość szybko i hałaśliwie, a obsługa musiała jeszcze zwracać uwagę na dzieciarnię – tor był dobrym miejscem na spędzanie czasu. Był też pieszym szlakiem komunikacyjnym. Ponieważ często byłem mocno spóźniony, zaś tor przebiegał tuż obok bramki szkolnego boiska, najkrótszą drogę, którą można było dyskretnie pokonać biegiem, wytyczał właśnie on. Był jednakże pewien minus. Spalinowa kolejka brudziła trawy wzdłuż torowiska, więc często buty i skarpety mieliśmy w nienajlepszym stanie, co nie wywoływało entuzjazmu rodziców i nauczycieli.


Prawdopodobnie z Gierkiem przyszło nowe. Polska rosła w siłę, w Strzyżowie powstała tzw. "otaczarnia", czyli wytwórnia asfaltu, do której materiał dostarczano ze Stępiny samochodami. Kolejka była już niepotrzebna. Ktoś "zagospodarował" tory, tzw. koliby, czyli wagoniki pełniły "na wiosce" przeróżne role, np. na budowach służyły do gaszenia wapna, torowisko zaorali sąsiedzi, pobudowali na nim domy, wyciągnięto rury kanalizacyjne, podbudowę pod torowisko wykorzystano na utwardzenie podjazdów. Nic się nie zmarnowało.

Dziś, gdy turystyka jest jednym z motorów gospodarki, żal kolejki. Jakaż to byłaby atrakcja! Można tylko powzdychać.
A ślad po kolejce zanika. Jeszcze tylko we fragmentach zachował się nasyp, jeszcze stoją resztki mostów na rzece Stępince, a gdzieś w lesie są ponoć jeszcze części wagoników.

Czas zaciera pamięć o tym, co minęło. Dotyczy to również historii torów w naszej miejscowości.
Podążmy zatem ich śladami, póki istnieją.

P&W Salamon




Copyright: D&W Salamon. Cieszyna 2016