Liwin Kłodzki i Ogród Japoński w Jarkowie
Koleje śląskie mogą służyć za wzór dla całego kraju. Przez maleńki Liwin Kłodzki przejeżdża w ciągu doby 16 par pociągów zapewniających dojazd do Kłodzka,
Wrocławia i Jeleniej Góry. Tu można planować podróże koleją wiedząc, że co godzinę lub dwie będzie jechał szynowy tramwaj.
Peron w Liwinie jest pięknie wyremontowany, choć sam dworzec to ruina pozostająca w prywatnym posiadaniu. Nie przeszkadza to, by rankiem przyjechać tu z miasta, skorzystać
z gęstej sieci szlaków turystycznych, zaś wieczorem wrócić do domu.
To z racji kolei trafiliśmy do Liwina. A właściwie z powodu pięknego wiaduktu kolejowego wznoszącego się nad drogą prowadzącą z Kudowej-Zdroju na wschód.
Wybudowany na początku XX wieku przez włoskich inżynierów nieodparcie kojarzy się z rzymskimi akweduktami, a jego sześć kamiennych przęseł mających w sumie
długość 120 m i wznoszących się na wysokość 27 m robi wrażenie z każdego miejsca. Biorąc pod uwagę fakt, że wiadukt i położone na nim tory mają tu kształt łuku,
konstrukcja jest majstersztykiem budowlanym. Służy do dziś i posłuży zapewne jeszcze wiele, wiele lat.
Kilka kilometrów od Liwina Kłodzkiego, wciśnięta pod czeską granicę leży miejscowość Jarków, do której prowadzi billboard z napisem „Ogród Japoński”.
To, co tam znaleźliśmy jest owocem czterdziestu lat pracy Państwa Lucyny i Edwarda Majcher. Wykorzystując wąwóz, którym spływają obficie wody z położonych powyżej
źródeł stworzyli cudeńko – krainę kamienia, drzew i szemrzących strumieni. Kamienne rzeźby, kaskady, oczka wodne zamieszkałe przez czerwone karasie, kilkaset roślin
i kamienne ścieżki tworzą klimat Japońskiego Ogrodu. A wszystko to na kilku arach powierzchni, co świadczy o zdolnościach i kunszcie architektonicznym właścicieli.
To jeden z najpiękniejszych ogrodów, jaki można zobaczyć na Dolnym Śląsku, co doceniają nie tylko fachowcy przyznający gospodarzom stosowne nagrody,
ale i turyści trafiający tu – do odległego zakątka naszego kraju – by zanurzyć się w niecodziennej atmosferze tego miejsca.
W. Salamon